O 7.30 spotykamy się przy bramie parku z przewodnikiem, który dzień wcześniej polecił nam nocleg. Wybieramy dłuższy trekking Vatoharanana. Początkowo przez 3 i pół godziny chodzimy po lesie deszczowym i szukamy lemurów. Udało nam się zobaczyć 4 gatunki. Niektóre bardzo wysoko na drzewach. Aż szyja momentami boli od spoglądania w górę. W praktyce wygląda to w ten sposób, że każda grupa ma jeszcze swojego tropiciela a potem jak jedni coś znajdą, to od razu dzwonią do siebie i w praktyce zawsze w grupach ogląda się lemury.


Wejście do parku oraz chłopaki zjeżdżają na wózkach, na których przewożą drewno na opał

Niektórzy turyści przy tym nieźle hałasują, ale na szczęście lemurom zdaje się to nie przeszkadzać. Po kolejnym dniu z lemurami stwierdzamy także, że trzeba mieć dużo szczęścia, żeby zobaczyć lemura blisko w naturze i zrobić mu zdjęcie. Zwykle są one wysoko w koronach drzew i ogląda się je z oddali. Na pewno ten park narodowy różni się od innych roślinnością. Wszędzie jest sucho a tu jest wilgotno i zielono.


Most w parku oraz stare grobowce

Roślinność jest bujna i tropikalna. Tak wyobrażaliśmy sobie większą część Madagaskaru. Większość zalesienia jednak wycięto pod pola uprawne i obecnie Madagaskar ma niewiele pierwotnych lasów. Potem idziemy na punkt widokowy i nad wodospad, który jest bardzo ładny. Tu nie spotykamy już prawie żadnych turystów. Schodząc z wodospadów w kierunku bram parku udało nam się zobaczyć jeszcze 3 lemury z bardzo bliska. Obserwowaliśmy jak jedzą owoce, wybierają te dojrzałe, wypluwają pestki i przeskakują na kolejną gałąź, gdzie owoce nie zostały jeszcze zjedzone.


Wodospad oraz brązowy lemur

Żegnamy się z miłym przewodnikiem i wracamy na pieszo do hotelu, skąd zabieramy plecaki i wychodzimy na ulicę by złapać taxi brousse do Fianarantsoa. Udaje nam się po 19 minutach. W Fianar bierzemy taksówkę do Razaotel. Oczywiście po dowiezieniu taksówkarz próbuje nas oszukać, ale się nie dajemy. Idziemy wypłacić pieniądze, po drodze mijamy wielkie targowisko warzywno-owocowo-ubraniowe.