Wprowadzenie

Zachęceni bezpośrednimi lotami z Wrocławia postanowiliśmy w tym roku polecieć na Islandię. Pierwszy raz wyjechaliśmy na dłuższą wakacyjną podróż do kraju zimniejszego od Polski. Rozgrzewały nas jednak gorące źródła, dostępne praktycznie wszędzie na Islandii. Na Islandii spędziliśmy 17 dni. Przez dwa tygodnie objechaliśmy całą wyspę wypożyczonym samochodem. Spędziliśmy także dwa dni na trekkingu w kolorowych górach w Landmannalaugar. W tym blogu znajduje się relacja z naszej podróży. Wersja off-line tej relacji (bez zdjęć) znajduje się tutaj. Zdjęcia z naszej wyprawy znajdują się w zakładce Zdjęcia. Będziemy wdzięczni za wszystkie uwagi przesłane na e-mail: plecakowicz@gmail.com.


Laguna polodowcowa Fjallsárlón

Spostrzeżenia z wyprawy

Przed wyjazdem Islandia kojarzyła nam się z wybuchem wulkanu Eyjafjallajökull, który sparaliżował ruch lotniczy w Europie oraz wspaniałymi krajobrazami przedstawionymi w filmie “Sekretne życie Warrena Mitty”. Ponieważ lubimy cuda natury, jak wodospady, góry, wulkany, lodowce, to Islandia wydawała nam się bardzo ciekawym kierunkiem. Przygotowując się do wyprawy dowiedzieliśmy się jeszcze, że Islandia jest droga, za wszystko można zapłacić kartą, Polacy są największą mniejszością narodową na wyspie, że żyje tam więcej owiec niż ludzi. Wszystko okazało się prawdą.

Codziennie spotykaliśmy Polaków pracujących w sklepach spożywczych, kierowcę autobusu, a nawet spaliśmy w hostelu, którego właścicielką była Polka. Byliśmy w sierpniu, więc w szczycie sezonu i w okolicach Rejkiawiku (szczególnie na Golden Circle) były tabuny ludzi. Dodatkowo mieliśmy wrażenie, że co drugi turysta pochodzi z Chin, co jest dziwne w tak drogim kraju. Po czterech dniach (za Jökulsárlón) liczba turystów gwałtownie spadła. Nie było już autokarów, jedynie wypożyczone samochody. Jechaliśmy dalej dookoła wyspy wśród pięknych krajobrazów, czasami kilka godzin nie widząc żadnej miejscowości. Wszędzie za to było widać owce. Zastanawialiśmy, gdzie są ich właściciele, bo czasami nie widzieliśmy żadnych domów w okolicy. Oprócz owiec na Islandii widzieliśmy także konie i kozy. Z ciekawszych zwierząt widzieliśmy foki, ptaki, w szczególności kolorowe maskonury.

Co robiliśmy na Islandii? Codziennie oglądaliśmy wodospady, często kąpaliśmy się w gorących źródłach, płynęliśmy łódką po lagunie lodowcowej, chodziliśmy w rakach po lodowcu a także byliśmy w tunelu w środku lodowca. Kupiliśmy także rejs, aby oglądać wieloryby. Oglądaliśmy gejzery, wulkany, fiordy, ciekawe formacje skalane, tunel wydrążony przez lawę, byliśmy na trekkingu w kolorowych górach w Landmannalaugar. Widzieliśmy także chatki pokryte na dachach trawą i odwiedziliśmy rożne śmieszne muzea jak muzeum potwora morskiego. Jak na kraj trzy razy mniejszy od Polski to Islandia ma bardzo dużo do zaoferowania. Wydawało nam się, że nasz plan podróży nie jest napięty i codziennie będziemy mieli dużo wolnego czasu, ale czasami spieszyliśmy się, żeby zdążyć na nocleg w podanych godzinach zameldowania. Te dwa i pół tygodnia minęły nam bardzo szybko, ale udało nam się zobaczyć wszystko, co chcieliśmy. Chętnie wrócilibyśmy jeszcze na Islandię w porze zimowej, kiedy klimat będzie jeszcze surowszy, część dróg nieprzejezdna, ale krajobrazy mogą być nawet piękniejsze.

Trasa wyprawy

Zaczęliśmy zwiedzanie od Golden Circle (Þingvellir, Geysir, Gullfoss, Kerið). Później pojechaliśmy na południe wyspy (Skógar, Skaftafell, Jökulsárlón) i dalej na fiordy wschodnie (Borgarfjörður Eystri, Seyðisfjörður). Następnie pojechaliśmy na północ wyspy (Húsavík, jezioro Mývatn, Akureyri) i dalej na fiordy zachodnie (Ísafjörður, Patreksfjörður). Na zakończenie podróży zwiedziliśmy półwysep Snæfellsnes, tunel w lodowcu Langjökull oraz zrobiliśmy dwudniowy trekking w Landmannalaugar.