W nocy a właściwie nad ranem było zimno. Po alarmie nie chciało nam się wychodzić ze śpiworów. Dobrze jest mieć ciepłą piżamę i polar. Dopóki w pełni słońce nie wzeszło jest dość chłodno. Potem jednak szybko się ociepla. Po zwinięciu obozu ruszamy w dalszą drogę.


Pakujemy się o wschodzie słońca. Na drugim zdjęciu wyprzedzamy lokalną taksówkę.

Najpierw płyniemy do największej wioski po drodze, gdzie schodzimy na ląd. W mgnieniu oka pojawiają się koło nas tłumy dzieciaków, które idą za nami przez całą wioskę. Szybko pozbywamy się zapasów cukierków, ale na miejscowym targu za grosze kupujemy całe stoisko bananów i rozdajemy dzieciom.


Kobiety piorące na brzegu rzeki oraz dzieci z wioski

Idea super się sprawdziła. Sprzedawczyni zarobiła a dzieci zjadły coś zdrowego i pożywnego. Lepsze niż cukierki, które i tak wszyscy turyści przywożą. Wracamy na łódkę i płyniemy dalej na obiad, który tym razem jemy w kolejnej wiosce. Tym razem już naprawdę resztkę cukierków zostawiamy nauczycielce, która rozdaje w spokoju dzieciom.


Magda rozdaje banany. Na drugim zdjęciu łódź motorowa, którymi pływa większość turystów

Po południu widzimy kilka krokodyli, które wylegują się na słońcu w pobliżu wiosek i pól ryżowych oraz pierwsze baobaby. Obozowisko znów rozbijamy na plaży, niedaleko wioski, więc natychmiastowo pojawiają się dzieci. Nasza obsługa zabija kurczaki, które wieźliśmy żywe z sobą i przygotowuje kolację z kurczakiem z imbirem i frytki.


Dzieci na przystanku obiadowym oraz zachód słońca nad rzeką

Biorąc pod uwagę, w jakich warunkach powstaje to danie, jesteśmy pełni podziwu dla ich kunsztu kulinarnego. Dzieciaki cały czas koło ogniska się bawią i tańczą. Radzimy zabrać nawilżane chusteczki, które dają namiastkę toalety porannej i wieczornej.