Wstajemy wcześnie rano i o 8:00 jesteśmy już na szczycie wulkanu Trou aux Cerfs. Wulkan jest cały porośnięty i zielony, ale widać krater i w oddali szczyty górskie wyspy. Stamtąd udajemy się do fabryki statków Bobato Ship Factory. Jest to w istocie sklep z ręcznie wyrabianymi statkami, które nawet na osobach niezbyt zainteresowanych takimi modelami robi wrażenie. Zjeżdżając z góry znaleźliśmy malutką cukiernię, w której jemy śniadanie. Z uwagi na zbliżające się święto Objawienia Pańskiego sprzedawane jest specjalne ciasto francuskie z nadzieniem migdałowym z koroną. Ciasto jest wyśmienite. W cieście znajduje się też figurka baranka. Ten, kto na nią trafi, ma mieć szczęście przez cały kolejny rok.


Góry w okolicy Curepipe oraz sklep przy Bobato Ship Factory

Następnie zwiedzamy do kolejnego domu kolonialnego Les Aubineaux. Ten jest ładniejszy i piękniej położony w zadbanym ogrodzie, ale w stylu domu, który widzieliśmy poprzedniego dnia w Saint Aubin. Kolejnym punktem na trasie jest położona wśród pól herbacianych wytwórnia herbaty Bois Cheri. Zwiedzamy najpierw fabrykę herbaty, w które można robić zdjęcia (inaczej niż na Sri Lance) a następnie jedziemy na degustację produkowanej tu herbaty do pięknie położonego domu nad jeziorkiem. Degustacja jest wliczona w cenę biletu.


Dom kolonialny Les Aubineaux oraz fabryka herbaty Bois Cheri

Po chwili relaksu w cudownym otoczeniu jedziemy do świątyni hinduskiej Ganga Talao nad jeziorem Grand Bassin. Można tu przez chwilę poczuć się jak w Indiach. Na wyspie jest wielu wyznawców hinduizmu a ta świątynia jest dla nich tą najważniejszą, chociaż wcześniej pod drodze mijamy nowo budowaną świątynię hinduską o olbrzymich rozmiarach. Kto wie, może to będzie w przyszłości nowe miejsce pielgrzymkowe dla wyznawców hinduizmu. Jadąc dalej szlakiem krajobrazowym dojeżdżamy do Alexandra Falls. Już wysiadając czujemy dużą wilgotność a delikatna mgiełka jest całkiem przyjemna. Wodospady widzimy dobrze z punktu widokowego, chociaż za mgłą. Moczymy nogi w strumieniu a następnie jedziemy na Black River George Viewpoint.


W fabryce herbaty oraz jezioro Grand Bassin

Punkt warto odwiedzić, bo nie tylko widać tu kolejny wodospad, ale także piękny widok na wyspę. Kolejne wodospady, do których docieramy to Charamel Waterfall. Miejsce to słynie przede wszystkim z siedmiokolorowej ziemi (Seven Colored Earth), ale wodospady też warto odwiedzić, gdyż było to tego dnia najładniejsze wodospady, jakie widzieliśmy. Jemy po drugim kawałku świątecznego ciasta i Magda trafia na baranka. Kiedy tam jesteśmy zaczyna padać prawdziwie tropikalny deszcz.


Wodospad Charamel oraz siedmiokolorowa ziemia

Dojeżdżamy do siedmiokolorowej ziemi, ale chwilę czekamy w samochodzie a kiedy mniej pada przechodzimy do atrakcji. Tu jednak znów zaczyna mocniej padać. Przerwę wykorzystujemy na kawę i podziwianie ziemi spod pokrytego trzciną parasola. Kiedy przestaje padać idziemy dookoła atrakcji. Ze zdjęć wydawała się nam ona dużo większa a w rzeczywistości to niewielkie pole, które obchodzi się prawie dookoła. Na miejscu są również gigantyczne żółwie. Wracamy samochodem na lotnisko, gdzie oddajemy samochód i bierzemy taksówkę do Port Louis, skąd odpływa nasz statek na Seszele.