Rano wybieramy się do kanionów Rats i Maki. Najpierw dojeżdżamy 17 km od Ranohiry samochodem drogą szutrową (ale nasz zwykły samochód też ją pokonuje) do parkingu i następnie zmierzamy przez pola do pierwszego z nich. Po drodze widzimy nad rzeką lokalną bimbrownię. Podobno okoliczny rum jest dobry, ale proces produkcji nie zachęca do spożycia – nawet gdybyśmy pili alkohol. Nad rzeką próbujemy znaleźć lemury, które zamieszkują tę okolicę, ale żadnego nie udaje nam się zobaczyć. Do kanionu Rats wchodzi się tylko kilkadziesiąt metrów w głąb. Dalej droga jest niedostępna.


Kaniony Rats i Maki oraz skały w parku d’Andranosoa

Kanion jest wysoki, podobny do tego, który widzieliśmy dzień wcześniej. Przechodzimy lasem do kanionu Maki. Tu spotykamy pierwszą i jedyną na tym szlaku grupę turystów. Widać, że to miejsce jest rzadziej odwiedzane niż te, które widzieliśmy dzień wcześniej. Drugi z kanionów kończy się oczkiem wodnym, w którym można się kąpać. Woda jest jednak zimna, więc nie korzystamy. Po drodze widzimy malutkie wodospady i tęczę, która się wokół nich tworzy. Po wejściu z powrotem do lasu widzimy lemury red-fronted brown. Na widok miejscowych jednak szybko uciekają.


Piscine Naturelle oraz obiad w parku d’Andranosoa

Wracamy na parking i przejeżdżamy do drugiego, nowego parku koło Ranohiry, parku komunalnego d’Andranosoa. To nowy park, utworzony 2 lata temu przez lokalną społeczność. Pobierany jest tam osobny wstęp. Koszt przewodnika jest jeden dla obydwu parków. Tam najpierw kąpiemy się w Piscine Naturelle a potem jemy zebu z grilla, przygotowane przez miejscowego kucharza specjalnie dla nas. Tutaj żadnych turystów już nie spotykamy. Po obiedzie idziemy na punkt widokowy znajdujący się na szczycie pobliskiej kamiennej góry. Szlak nie jest tak dobrze wytyczony jak w parku narodowym I’Isalo, więc idziemy przez trawy i pola miejscami. Lepiej mieć ubrane spodnie, żeby nie porysować nóg.


Panorama na park d’Andranosoa oraz zaprzęg zebu

Jest ciepło a pod górę nie ma praktycznie żadnych drzew, więc słońce mocno grzeje. Podejście jest wymagające, ale dość szybko je pokonujemy i przekonujemy się, że jest to najpiękniejszy punkt widokowy jaki w ciągu tych dwóch dni udało nam się zobaczyć w tej okolicy. Przewodnik mówi, że ten park oferuje ładniejsze widoki, jedynie nie ma tu lemurów i coś w tym jest. Panorama jest bezkresna, trochę jak w Kolorado, trochę jak w Arizonie, trochę jak w Afryce. Schodzimy w dół i samochodem z innego miejsca niż wcześniej wracamy do Ranohiry, gdzie resztę popołudnia spędzamy nad basenem przy hotelu.