Wstajemy szybko, pakujemy się i idziemy zjeść śniadanie na mieście. Jesteśmy zdziwieni, gdyż przed 8 prawie wszystkie restauracje są jeszcze zamknięte. W końcu udaje nam się coś znaleźć i po posileniu się naleśnikami z bananami idziemy na trekking do Ella Rock. Początkowo trasa przebiega po torach kolejowych, potem natomiast wchodzi się w las. Ostatnia część wspinaczki jest nawet dość wymagająca i stroma. W LP polecają wynająć przewodnika. My poszliśmy sami, kierując się wskazówkami. W zasadzie jedynie po zejściu z torów, korzystaliśmy z GPS-a, aby wejść na właściwą ścieżkę, gdyż tam można się było wśród pól herbacianych zgubić.


Widoki ze szczytu Ella Rock

Później nie ma już problemu. Na szczycie spotykamy kilku turystów. Widzimy też tych, którzy rano weszli na Little Adam Peak, gdyż szczyty te znajdują się naprzeciwko siebie. Widoki są ładne. Cały trekking zajmuje nam z przystankiem na herbatę i sok w drodze powrotnej ok. 3 godzin. Zabieramy plecaki i jedziemy do Tissamaharama, skąd wyjeżdża się na safari do Yala NP. Nocujemy w Nature Resort, który bardzo polecamy. Idziemy na obiad a następnie do dagoby oraz na spacer promenadą wzdłuż sztucznego jeziora.


Tory do Haputale oraz kąpiel w rzece

Po drodze spotykamy kąpiących się w rzece (niezłym ścieku) Lankijczyków. Nad jeziorem jest spokojnie. Spotykamy zaklinacza wężów oraz drobnych sprzedawców i pijemy kokosy. Widoki są przyjemne jak na popołudniowy spacer. Cały czas zastanawiamy się, czy jechać na półdniowe czy całodniowe safari oraz czy proponowane u nas w hotelu safari samochodem Mahindra jest warte swojej ceny. Po drodze zatrzymuje się koło nas tuk-tuk i pyta, czy nie chcielibyśmy dołączyć do safari organizowanego przez nich (obok Lankijczyka jest Kanadyjczyk).


Świeża lemoniada nad jeziorem w Tissamaharama

Początkowo sądzimy, że Kanadyjczyk to turysta, który jedzie na safari, ale potem widzimy, że tutaj pracuje. Kierowca tuk-tuka zabiera nas do „biura”, gdzie opowiada o planie safari oraz pokazuje samochód. Jest to Toyota i Przemek decyduje się, że warto dopłacić za lepszy samochód. Wybieramy też całodniowe safari. Jedziemy do drugiego hotelu, gdzie Lankijczyk wystawia nam rachunek na zaliczkę (chciał połowę pieniędzy, ale dostał 5000 rupii). Płacimy, umawiamy się na rano i wracamy do hotelu, zastanawiając się, czy po nas przyjadą.