Rano żegnamy się z sympatycznym Salalah i jedziemy zwiedzić Wadi Dharbat, które mieliśmy blisko dwa dni wcześniej, ale z powodu późnej pory odpuściliśmy już sobie. Najpierw dojeżdżamy nad malutkie jeziorko/rzekę, po którym można popływać łódką. My bierzemy rower wodny, bo teren jest bardzo mały i z przyjemnością poruszamy się, gdyż dużo czasu w Omanie jeździ się samochodem. Opłynięcie całości zajmuje nam ok. 20 min. Najbardziej podobają nam się omańska para, która również (w tradycyjnych strojach) pływa rowerem wodnym. Robimy sobie nawzajem zdjęcia.


Zdjęcia z Wadi Dharbat

Dalej jedziemy na punkt widokowy oraz do wodospadów. Niestety po tych ostatnich ślad zaginął, w tej porze nie ma już na co liczyć. Oglądamy puste dno rzeki i jedziemy dalej do Wadi Dawkah, gdzie znajduje się plantacja kadzidłowca, wpisana na listę UNESCO. Rzeczywiście w tym miejscu widzimy najwięcej tych drzewek a całość jest zadbana, podlewana i pielęgnowana przez ogrodnika. W ten sposób żegnamy się z Dhofar, które pod względem turystycznym było najlepiej rozwiniętym regionem na naszej trasie (wszędzie są bezpłatne toalety, parkingi, nawet punkty widokowe są oznakowane).


Plantacja kadzidłowca w Wadi Dawkah

Następnie jedziemy tak daleko na północ jak to możliwe w stronę Nizwa. Droga jest nieciekawa pod względem turystycznym. W przewodniku ktoś napisał, że najnudniejsza droga świata i spokojnie możemy się pod tym podpisać. Po drodze minęliśmy dosłownie jedną wydmę. Poza tym teren jest płaski i pustynny. Nawet wielbłądy pojawiają się niezwykle rzadko jak na Oman. Zdecydowanie polecamy bardziej malowniczą trasę wzdłuż wybrzeża, ale jak chce się szybko dostać z południa na północ, to ta trasa wygrywa w czasie. Po drodze zatrzymujemy się na obiad w Qitbit. W końcu 670 km od Salalah postanawiamy się zatrzymać, bo jest już zachód słońca. Akurat trafia nam się nocleg w przyzwoitej cenie (20 riali) w Al-Ghabah Resthouse. Korzystamy, bo wieczór na pustyni był bardzo gorący i w namiocie byłoby nam bardzo ciężko zasnąć.