Rano budzimy się dość szybko i po śniadaniu ok. godz. 8 wyjeżdżamy do Tangalle. Po dwóch godzinach docieramy na miejsce i jedziemy tuk-tukiem do Dilena Beach Inn. Hotel jest położony przy samej plaży (trzeba przejść tylko przez ulicę). Są tu leżaki z materacami oraz stoły z krzesłami, także można odpocząć i zjeść. Od razu zauważamy, że nie ma innych turystów i są dość duże fale. Czytamy książki, pływamy i spacerujemy brzegiem morza. W całej miejscowości spotykamy w sumie ok. 10 osób. Zupełnie inaczej niż w Uppuweli, ale tutaj nie ma sezonu turystycznego. Plaża jest ładna, chociaż widać, że człowiek tu walczy z żywiołem a woda próbuje odebrać linię brzegową. Przemkowi fale porywają okulary korekcyjne, co jest dość kłopotliwe (nie ma innych na zmianę). Na szczęście nie mamy zbyt dużo dni do końca. Wieczorem jemy w polecanym w LP Frangipani.


Plaża w Tangalle

Wszystko jest dobre, ale porcje europejskie. Najbardziej nas rozbawiła wielkość dużej pizzy – podobna do małej w Pizza Hut. Wieczorem jedziemy do Turtle Watch Rekawa. Nasz kierowca tuk-tuka po drodze zatrzymuje się na chwilę modlitwy przy świątyni buddyjskiej. Aby zobaczyć żółwie, nie trzeba robić rezerwacji, każdego kto się pojawi doprowadzają do miejsca składowania jaj. Na miejscu czeka się aż tropiciel znajdzie żółwia. Wtedy sprzedawane są bilety i idzie się do miejsca, w którym jest żółw. My chwilę czekamy i wraz z grupą ok. 30 osób (w tym dużą ilością rodzin z dziećmi) idziemy na miejsce. Tam przewodnik informuje nas, że musimy poczekać chwilę, gdyż żółwica nie zaczęła jeszcze składować jaj. Czekamy po ciemku. Dzieci nie mogą wytrzymać i tarzają się po piasku. Znudzeni ludzie siadają na piasku. Po ok. 20 minutach przewodnik informuje, że żółwica nie będzie składała jaj i żebyśmy podeszli obok ją zobaczyli, gdyż zaraz wróci do wody.


Kolacja w Frangipani oraz żółwica na plaży Rekawa

Ponieważ rok wcześniej byliśmy na podobnym wydarzeniu w Omanie wiemy, że to postępowanie było niezbyt przemyślane i prawdopodobnie żółwica się wystraszyła ludzi i odgłosu bawiących się dzieci i po prostu nie złożyła jaj. Tym bardziej, że dół wykopała. W Omanie dopiero w momencie kiedy zaczęła składać jaja pozwolono nam zbliżyć się do niej i był zakaz zabierania dzieci ze sobą. Oglądamy jak biedna wraca do morza i wracamy. Przy zejściu na plażę przewodnik informuje nas, że możemy jeszcze poczekać, gdyż tropiciel poszedł poszukać kolejnego miejsca. Część ludzi rezygnuje, my zostajemy. Po chwili jest informacja, że żółwica została znaleziona, ale trzeba czekać ok. 30 min., gdyż dopiero zaczęła kopać dół. Czekamy. Za chwilę znów jesteśmy informowani, że trzeba czekać dłużej. Wszyscy odchodzą, zostajemy sami. Po ok. 15 min. Przewodnicy stwierdzają, że jednak lepiej, żebyśmy wracali i że dzisiaj już nic z tego nie będzie. Dobrze, że żółwia chociaż zobaczyliśmy, ale w porównaniu do Omanu, brak tu profesjonalizmy i poczucia, że to co jest tu robione służy zwierzętom.