Z samego rana jedziemy autobusem do Unawatuna. Po drodze w 2 miejscach (za Weligama i obok Kokggala) widzimy rybaków siedzących na kijach – jeden z wielkich symboli, cech charakterystycznych Sri Lanki. W tym drugim miejscu obok rybaków stoją zaparkowane 3 autokary, zatem z pewnością była to ustawka do zdjęcia za pieniądze, o której czytaliśmy. Żądnych zdjęć Chińczyków to jednak nie odstrasza jak widać. Chociaż kije są autentyczne – tych po drodze mijamy bardzo dużo.


Plaża w Unawatuna

Po dotarciu na miejsce idziemy na plażę. Rozkładamy się przy jednym z barów i za zamówione soki korzystamy z leżaków i materacy należących do baru przez cały dzień. Po obiedzie bierzemy sobie masaże na plaży, gdyż cena jest bardzo korzystna. Niestety ciężko jest tutaj popływać, gdyż moja próba wejścia do morza skończyła się zdartymi plecami i kamieniami (wszędzie). Przemkowi poszło lepiej, ale trzeba mieć siłę, aby nie dać się przemielić tutejszym falom.


Plaża i restauracja przy plaży w Unawatuna

Poddaję się, opalam się (słońce świeci cały dzień mimo pory deszczowej) i czytam pożyczoną książkę i rozkoszuję się ostatnim dniem leniuchowania na Sri Lance. Wieczorem wszystkie restauracje wystawiają stoliki nad morze oraz świeże ryby i owoce morza. Jest klimatycznie a jedzenie jest pyszne. Dziwimy się skąd nagle wzięło się tyle ludzi, gdyż w ciągu dnia na plaży aż tyle osób nie było (więcej niż w Uppuweli a podobno tutaj nie ma sezonu). Atmosfera jest typowo wakacyjna.