Rano po opłaceniu przewodnika i wstępów do parku wyruszamy na pierwszą wycieczkę po parku narodowym Tsingy. Pierwsza część wycieczki to rejs czółnem rzeką Manambolo przez kanion. Po drodze zatrzymujemy się w 2 jaskiniach i oglądamy stalaktyty. Potem widzimy czaszki w skalnych szczelinach, które leżą tu już od 300 lat i które do dziś darzone są szacunkiem (nie wolno wskazywać w parku niczego palcem). Drugą część porannego trekkingu – szlak Manambolobe – odbywamy już pieszo. Idziemy na małe Tsingy. Są to ciekawe formacje skalne, o czarnym/ciemnoszarym kolorze o charakterystycznym ostrym ukształtowaniu i z żłobieniami na całej długości.


Kanion rzeki Manambolo

Jesteśmy zaskoczeni, że po skalach można chodzić i że są dobrze przygotowane ścieżki z kamiennymi stopniami, tam gdzie jest to konieczne. Nie spotykamy też prawie żadnych turystów, co trochę nas dziwi, bo w hotelu i na przeprawie był tłum samochodów. Kilka osób płynie samym czółnem, niektórzy całą trasę idą na pieszo. Na obiad wracamy do hotelu i orientujemy się, że wbrew temu co mówił przewodnik powinniśmy iść także zgodnie z planem na popołudniowy trekking. Po lekkich perturbacjach z przewodnikiem i szefem firmy idziemy na popołudniowy trekking szlakiem Andadaoany.


Petit Tsingy oraz skały na szlaku Andadaoany

Jesteśmy bardzo zadowoleni, bo udaje nam się zobaczyć rude i szare nocne lemury. Idziemy także labiryntem utworzonym ze skał i mamy bardziej egzotyczne odczucia po tym trekkingu niż po porannym. Po powrocie relaksujemy się nad basenem. Hotel jest bardzo ładnie zrobiony, niczego nie brakuje a jedzenie, choć drogie jest bardzo dobre (głównie owoce morza). Na wszystkie posiłki jest 1 przystawka, 1 danie główne i 1 deser do wyboru. Można zamówić cały zestaw albo tylko wybrane posiłki. Gorzej jak nam menu nie pasuje.