Przed śniadaniem zacumowaliśmy już przy St. Barts, więc śniadanie mogliśmy już zjeść z widokiem na zatokę. O 8.30 przy recepcji rozdawane były bilety na transport do portu. Przed nami wypłynęły tylko osoby, które zakupiły wycieczki na statku, ale i my przed 9 już wypływaliśmy. Co ciekawe, jednak przejmują się pasażerami schodzącymi na ląd. Każdy musi okazać swoją kartę pokładową, która jest sczytywana a przy powrocie okazać ją ponownie. Używane są również liczniki do zliczania pasażerów. Po przypłynięciu do portu zaczęliśmy szukać wypożyczalni Europcar, ale gdy zapytaliśmy się o siedzibę w biurze turystycznym okazało się, że biuro znajduje się na lotnisku. Miła pani zadzwoniła tam jednak i po chwili przedstawicielka przyjechała i wypożyczyła nam ładną Kię Rio.


Port w Gustavii z Fortu Oscar

Najpierw wjechaliśmy na wzniesienie przy Forcie Oscar. Jest on obecnie siedzibą policji i nie można go zwiedzać, ale widoki na zatokę były bardzo ładne. Następnie podjechaliśmy do Fort Gustave, który jest mniej imponujący do Fort Gustave (w zasadzie znajdują się tu tylko 2 armaty, ale jest też ładna latarnia morska i biały charakterystyczny krzyż jubileuszowy poniżej. Po drodze do latarni widzieliśmy także dużego baobaba, który wyglądał jak przeniesiony wprost z Afryki. Następnie udaliśmy się do zatoki Anse de Colombier, do której trzeba odbyć mały trekking w dół. Dla naszych mam było to wyzwanie, ale zatoka była ładna, niezagospodarowana, cumowały w niej drogie jachty a morze było spokojne i idealne do kąpieli.


Zatoka Anse de Colombier oraz Anse des Flamands

Po powrocie na parking, z którego rozpościerały się widoki na plażę Flamands pojechaliśmy na plażę Gouverneur. Plaża jest niewielka, z żółtym piaskiem a morze było tu zupełnie inne niż poprzednio – fale były dość silne i nawet trudno było niektórym wejść do wody. Po spacerze postanowiliśmy zobaczyć siostrę tej plaży w zatoce Anse de grande Saline. Po drodze minęliśmy zbiorniki solne. Ta plaża była dość podobna do poprzedniczki, choć mniej urokliwa, ale również dzika, niezabudowana i nieco większa. Ostatnią plażą jaką odwiedziliśmy na wyspie była znana plaża w St. Jean. Plaża jest przedzielona na 2 części przez półwysep na którym znajduje się hotel. Tutaj znów były idealne warunki do kąpieli oraz biały, miałki piaseczek. Przy plaży są restauracje oraz drogie hotele. Co ciekawe przy tej plaży znajduje się także lotnisko, na którym często lądują i startują niewielkie samoloty. W ciągu dnia kilkukrotnie mieliśmy okazję oglądać jak wygląda lądowanie na St Barts.


Plaże Anse de Colombier oraz Anse de Gouverneur

Podsumowując, każda z plaż miała swój odrębny klimat i była w sumie zupełnie inna. Na pewno o wiele bardziej można byłoby to docenić, gdybyśmy mogli na nich spędzić więcej czasu, ale i tak byliśmy zadowoleni, że tak dużo udało nam się zobaczyć. Oddaliśmy samochód na lotnisku a potem zostaliśmy nim odwiezieni do portu. Wysiedliśmy koło kościoła katolickiego (ładny, kamienny z zewnątrz, pusty w środku) a następnie weszliśmy jeszcze do kościoła anglikańskiego i nadbrzeżną promenadą wśród luksusowych jachtów doszliśmy do przystani skąd zabrano nas z powrotem na statek. St Barts najładniej wyglądała naszym zdaniem z licznych punktów widokowych znajdujących się na wzniesieniach. Drogi były strome (San Francisco się chowa) i dodatkowo bardzo wąskie. Już sama jazda po nich była dużą atrakcją. Również sama stolica jest ładna i ciekawa, z wieloma luksusowymi butikami znanych projektantów.