Gdy się budzimy dzieci już są koło naszego namiotu. Czy one nigdy nie śpią? Po śniadaniu pakujemy obóz, rozdaję zużyte koszulki (bardzo się z nich cieszą i to chyba najlepszy prezent) i ruszamy w godzinną podróż kanu do końca naszej wyprawy. Następnie ok. 2 godziny jedziemy do przeprawy promowej. Po drodze jednak jedziemy jeszcze furmanką ciągniętą przez zebu w jednej z wiosek. Przeprawa promowa jest dość prymitywna, ale o dziwo działa.
Śniadanie na plaży oraz dzieci płynące czółnem
Tu widzimy dopiero, że jest szczyt sezonu, bo z różnych miejsc zjechały się samochody i jest ich sporo, tak że kilka promów płynie jednocześnie. Jemy wyśmienity lunch w Belo-sur-Tsiribihina w Mad Zebu (rzeczne krewetki są tak dużych rozmiarów, że nawet rozmiar jumbo czy king są malutkie). Na deser bierzemy owoce na ciepło w miodzie z lodami z zielonym pieprzem. Menu nie powstydziłaby się paryska restauracja. Dalej już z konwojem jedziemy ok. 3 godzin do Tsingy.
Zaprzęg z zebu oraz prom z samochodami
Po drodze kilkukrotnie zatrzymujemy się, gdyż inne samochody się zatrzymują. Konwoje na tej trasie to nowość. Około miesiąc temu miał miejsce napad na samochód wiozący turystów o charakterze rabunkowym. Po tym incydencie państwo zarządziło przejazdy w konwojach. Droga jest szutrowa, dość wyboista, samochody robią tumany kurzu – lepiej ubrać ciemną koszulkę i nastawić się, że całemu będzie się po przejeździe brudnym. Na końcu czeka nas jeszcze jednak przeprawa. Okazuje się, że jeszcze bardziej ekstremalna niż poprzednia, gdyż trzeba częściowo przejechać przez wodę.
Wyśmienite jedzenie w Belo oraz zepsuty samochód w drodze do Bekopaki
Jeden z samochodów z turystami wpada do połowy do wody. Inni próbują go wyciągnąć, ale się to nie udaje. Przeprawiamy się na drugi brzeg z turystami z tego samochodu i jedziemy do hotelu Orchidee du Bemaraha. Wszystko wygląda ładnie. Kompleks jest zadbany. Do jedzenia podają jedną przystawkę, jedno danie główne i jeden deser. Można zamówić cały zestaw lub wybrane jego elementy. Pod prysznicem widzimy jak spływa po nas brązowa woda. Tyle kurzu zebraliśmy, że Przemek się śmieje, że ważymy kilogram więcej.
Napisz komentarz