O 8:30 wyjeżdżamy z Abu Dhabi. Po 2 godzinach docieramy do Al Ain. Przystanek znajduje się przy samej oazie. Niestety nigdzie nie możemy zostawić plecaków. W końcu jeden Libańczyk prowadzący studio fotograficzne przy Hotelu Hilton mówi, ze możemy je przechować u niego. W drodze jednak oferuje, że może nas poobwozić po mieście za koszt paliwa, więc się zgadzamy. Zaczynamy od targu wielbłądów, który znajduje się trochę poza miastem. Targ podzielony jest na części. W każdej z nich znajdują się inne zwierzęta na sprzedaż (np. krowy, owce, kozy etc.). Jedną z części zajmuje targ wielbłądów. Wielbłądów rzeczywiście jest dużo. Kilka z nich stoi poza klatkami (chyba specjalnie do robienia zdjęć). Można tu zobaczyć dużo małych wielbłądów, są też olbrzymy, które znacznie przewyższają ludzi.


Al Ain: fort oraz Sheikh Zayed Palace Museum

Lunch kupujemy w pobliskim Carrefourze i jedziemy do Al Ain National Museum. Tu rozstajemy się z Libańczykiem. Muzeum znajduje się przy samej oazie i składa się z ekspozycji z okolicznych wykopalisk (datowanych nawet na 4000 lat temu), będących na liście UNESCO. Bardzo dużo można się tu dowiedzieć o historycznych grobowcach i kulturze ludzi zamieszkujących niegdyś te tereny. Obok muzeum znajduje się ładny i pusty fort. Następnie idziemy pieszo przez oazę (na UNESCO) do Sheikh Zayed Palace Museum, czyli domu rodzinnego szejka. Wstęp jest darmowy. W środku jest trochę pamiątek rodzinnych i portretów członków rodziny oraz typowych pokoi arabskich. Potem podjeżdżamy taksówką do Al-Jahili Fort, który robi na nas duże wrażenie. Fort jest w zasadzie pusty, ale w bardzo dobrym stanie. Po bokach znajdują się niewielkie muzea (klimatyzowane!) oraz informacja. Aż ciężko uwierzyć, że ta atrakcja jest zupełnie darmowa.


Al-Jahili Fort

Taksówką jedziemy na granicę. Okazuje się, że przy wyjeździe z kraju trzeba zapłacić opłatę wyjazdową (a podobno chcą, żeby turyści tu przyjeżdżali). Przekraczamy granicę i bierzemy taksówkę na dworzec autobusowy do Sohar. Dworzec na pierwszy rzut oka zupełnie nie przypomina dworca autobusowego a co najwyżej parking, ale autobus naprawdę stamtąd odjeżdża (codziennie 7am, 1pm, 7pm). W autobusie jestem jedyną kobietą. Po drodze, po ok. 40 km docieramy w końcu do kontroli granicznej, gdzie kupujemy wizy do Omanu (są 10-dniowe i miesięczne). Krajobraz w Omanie jest zupełnie inny niż w ZEA. Dużo tu gór i skał. Także ludzie są inaczej ubrani. Mało kto mówi po angielsku (co w ZEA było normą), czego doświadczamy prosząc aby nas taksówkarze zawieźli do taniego hotelu na nocleg w Sohar. Trudno się z nimi porozumieć. Niestety autobus zatrzymuje się blisko autostrady, daleko od miasta, więc ich pomoc jest niezbędna. Po poszukiwaniach znajdujemy hotel za 25 reali. Wszystko wydaje nam się tu droższe niż w ZEA a zwłaszcza taksówki, które nie używają licznika.